Czemu pomyłka? Ano dlatego że odległość jak na ciągłą podróż w skwarze, wściekłą marszrutką jest olbrzymia. Jeżeli miałabym jeszcze raz pojechac tą trasą to tylko pociągiem. Poza tym zdarli z nas dużo larów,chyba z 20 na łebka. No i zgubilismy karimaty :(
Z Kazbegi dość często odjeżdżają marszrutki, nasza miała 30 min opóźnienia - żeby się dopełnić do kompletu. Droga ciężka ale kierowca był wprawiony, znał każdą dziurę na drodze. Dojechalismy szybko, max 3 h. Ale niestety na Didube czekalismy 2 h. na odjazd marszrutki do Kutaisi. Zdążyliśmy zjeść chinkali w miejscowym barze i napic się piwka i mocno spocić w chyba 40 st upale.
Do Kutaisi dojechaliśmy wieczorem. Wysadzili nas koło Mc Donalda w dzielnicy odrapanych wysokich bloków. Chciałam stamtąd zwiewać! Ale w McDonaldzie siedziała tak samo jak my zagubiona para Francuzów. Razem z nimi jakoś znaleźliśmy guesthouse u Giorgiego z LonleyPlanet. Ostatnie 4 miejsca !!
ps. cena noclegu oczywiście 20 lari, blisko są sklepy ale jeśli uda się wam namówić Giorgiego to ma on zapasy dobrego swojskiego winka - aczkolwiek narzeka że mu turyści wypijają ;)
W Kutaisi klimat był naprawdę nieznośny (byliśmy tam pod koniec lipca). Zanim człowiek zdążył się wytrzeć po kąpieli już zlał się potem. A i małe pranko zrobione wieczorem schło do popołudnia dnia następnego. Ciężki wilgotny klimat.Polecam raczej góry.