Geoblog.pl    doratelesfora    Podróże    gruzja - sakartwelo    Wardzia i z Wardzi na południe - ku przygodzie ruszyć czas
Zwiń mapę
2011
05
sie

Wardzia i z Wardzi na południe - ku przygodzie ruszyć czas

 
Gruzja
Gruzja, Ninotsminda
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3207 km
 
Jeszcze apropos Wardzi to jeżeli ktoś był wcześniej w Turcji w Kapadocji albo podobnych miejscach to myślę że Wardzia nie zrobi na nim piorunującego wrażenia, jeżeli w takim wypadku wahacie się co wybrać raczej odpuście sobie Wardzię, chyba że chcecie tu pobyć dłużej i zwiedzić także okolicę.

Stop okazał się iście gruziński - na zakończenie dostałam bukiet polnych kwiatów i całusy w oba policzki, Grzesiek zresztą też dostał całusy :D Tak ale to byli inni ludzie od tych których zobaczylismy tu, w Ninocmindzie (bo jednak tu dojechaliśmy, żadna z tych miejscowości nie jest specjalnie ładna, sa to raczej miasta tranzytowe). Ludzie wyglądali bardziej na Ormian, podejrzliwie się na nas patrzyli, nikt nie wiedział czy marszrutka jedzie czy nie, a w sklepach były produkty z rosyjskimi nazwami.

Czekaliśmy przy przystanku, co chwila ludzie przychodzili na przystanek i ktoś podjeżdżał po nich (prawdopodobnie tak właśnie wygląda tu transport, mieszkańcy umawiają się wcześniej kto kogo podwiezie). My czekaliśmy. Na domiar złego Gruzin z domku obok przystanku stwierdził że marszrutka przyjedzie dopiero kolejnego ranka, że tylko ta jedna jest.....Nie było widac żadnej marszrutki. Pani ze sklepu obok namawiala nas na taksi, ale jak zapytaliśmy o cenę to mina nam zrzedła - jak za dżipa w górach. Chcieliśmy łapać stopa ale nikt się nie zatrzymywał, większość aut zawracała (??) albo jechała do zakładu samochodowego. Dopiero jak Grzesiek oddalił się za potrzebą auta zaczęły się zatrzymywać....tylko jak wspominałam o "drugu" to od razu się żegnali i jechali dalej. Eh no tak dziewczynę to by się wzięło ale już dziewczynę z obstawą to nie ;)

No i daliśmy się namówić na "tańszą" taksi. Z darmowym "przewodnikiem". Cóż okazało się że to jedyna droga dalej, nie ma żadnych skrętów, tylko kilka małych wsi po drodze. Widoki księżycowe, góry wysokie na 3 tys.m (ale wyglądają na niższe bo wysokość względna jest mała), wielkie sine jeziora, szare ceglane chatki i ciągle towarzysząca nieczynna linia pociągowa. To tereny pogranicza, dziś w całości należą do Gruzji, dawniej biegła tamtędy granica dlatego teren jest słabo zaludniony i ma nikłą infrastrukturę.

Szczęśliwie dojechaliśmy do Tsalki. Cóż by tu powiedzieć, taka sobie wioseczka. W oddali zobaczyliśmy kościół, poszliśmy zerknąć. W zasadzie cerkiew z ładnym ikonostasem, przed nią stoi stara rzeźba baranka. Kiedyś prawdopodobnie był tu jakiś dwór czy jakaś większa instytucja bo tuż obok znajduje się podupadły budynek o antycznej architekturze i droga obsadzona wysokimi drzewami w różnym szpalerze. Dziś jedyną atrakcją jest cerkiew i targ.

Zaczęliśmy się pytać o marszrutkę, no bo gdzie tu nocować? Nad jeziorem, a jak się potem wydostać z tego zadupia? Dni pobytu w Gruzji nieuchronnie zbliżaja się ku końcowi, nie możemy tu utknąć. Ale nikt nic nie wiedział. Gdy siedzieliśmy w centrum (placyk koło targu) i spożywaliśmy nasz dzisiejszy obiad (kilka pomidorów, rwany chleb, paprykę) nagle kilka osób zaczęło do nas krzyczeć "marszrutka". Pomyśleliśmy że to jakieś przegięcie bo przyjechała idealnie tą samą drogą którą przed godziną jechaliśmy. Zaczęliśmy się pakować, placak na plecy, tobołki w rękę, obiad też. W sumie nawet nie mieliśmy czasu pomyśleć czy wsiadać czy nie, dokąd jedzie marszrutka, ile kosztuje i czy nas stać. Oczywiście wszyscy stwierdzili że chcemy do Tbilisi i że jak najszybciej chcemy się stąd wydostać i bez dyskusji wpakowali nas do marszrutki. Akurat były 2 miejsca :)

Po drodze jednak zaczęliśmy się zastanawiać - że też człowiek nie umie usiedzieć na tyłku w jednym miejscu - i doszliśmy do wniosku że nie spieszy się nam do Tbilisi, zaczęlismy przeglądać przewodnik, ksera i doszlismy do wniosku że chcemy zobaczyć zamek w Birtvisi w Parku Narodowym. Doszliśmy też do wniosku że jakoś tam dotrzemy, nawet nie mając dokładnej mapy terenu - proste - pójdziemy pod górę...No i wysiedlismy w Tbisi. Widoki na okolicę były naprawdę zachwycające więc zachęciło nas to jeszcze bardziej. Miny nam zrzedły dopiero wtedy kiedy okazało się że Tbisi to wiocha zabita dechami.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
doratelesfora
kałużka
zwiedziła 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 1 komentarz1 120 zdjęć120 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
19.07.2011 - 06.08.2011