Z marszrytki wysiedliśmy w Tbisi, tu niedaleko był skręt do Birtvisi i Parku Narodowego Trialeti Planned, z mapy wyczytalismy że ma być tu coś ciekawego i postanowiliśmy przejść sie tam kolejnego dnia. Niestety Tbisi okazało się wsią typowo ogrodniczą, tzn. wszędzie sady i domy i nic więcej, ani sklepu ani żywego ducha. A my właśnie potrzebowaliśmy sklepu, jak przez całą podróż mieliśmy nadmiar jedzenia tak teraz stwierdziliśmy że po co nosic tyle na plecach jek wszędzie są sklepy!!! No i kolację mieliśmy z marnych resztek, zjedliśmy wszystko - dosłownie, nawet stare twarde ciasteczka z początku pobytu w Gruzji!! Okolica była faktycznie ładna. Zbiornik wody, zapora, zalesione góry. Ale bylismy głodni i zamiast do Britvisi poszliśmy rano czekać na marszrutkę. Na szczęście koło przydrożnego źródełka gdzie się myliśmy stanęła marszrutka do Tbilisi i byliśmy uratowani. No nie całkiem bo noclegu w Tbilisi nie mieliśmy załatwionego, ale od czego ma się znajomych ;)